Wydawca i drukarz

Wydawca i drukarz

Wydawca i drukarz
autorem artykułu jest Krzysztof Dmowski

Wchodzę do gabinetu, którego wynajęcie kosztuje kilka tysięcy złotych miesięcznie i widzę człowieka siedzącego na fotelu za 2000zł, przed laptopem za 4000zł. Mężczyzna rozpostarty jak minister, spogląda na mnie z lekceważeniem. Rozglądam się wokół i widzę bogato wystrojony gabinet, ale nic, żadnego punktu zaczepienia w celu rozpoczęcia rozmowy, aby już na początku rozluźnić atmosferę. Wydawca wskazuje mi plastikowe krzesło naprzeciw swojego biurka i prosi bym usiadł, ale tylko dlatego, żebym nie spoglądał na niego z góry. Pada pytanie, z czym do niego przychodzę. Żadnego pytania typu czego pan się napije... (marzenie!) Jestem typem gawędziarza zaczynam mówić w sposób, do jakiego jestem przyzwyczajony, lecz wydawca przerywa mi w pół słowa i narzuca swoje uwagi, do jeszcze niewypowiedzianych słów. Wreszcie rzuca okiem na tekst, twierdząc, że po dwóch stronach oceni wartość książki. Nie podejrzewa żadnego wybiegu z mojej strony. A ja nie zdradzam swoim zachowaniem, prawdziwego celu wizyty tym razem. Mam przy sobie zeskanowany rozdział książki, wydanej przed trzydziestu laty...
Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń. Jeśli wydawca zna tę pozycję, sprawa może się źle skończyć, ale nie podejrzewam go o tak dalece posuniętą inteligencję. W końcu po kilkunastu długich minutach słyszę:
- Co to za tekst? Trzeba robić całą stylistykę od nowa. Wybaczy pan - mówi lekceważąco - wydawca nie może pisać książki od nowa.
Odbieram wydruk wstaje i kieruję się do drzwi. Już mam nacisnąć klamkę, ale decyduje, że nie mogę dać mu satysfakcji. Odwracam się i mówię:
- Pana wiedza ma dużo do życzenia. To był wybieg z mojej strony... - wymieniam tytuł książki i nazwisko autora, oraz wysokość wszystkich polskich nakładów (coś około 1 000 000egz.). Widzę, jak jego twarz robi się sina ze złości, ale już jestem na korytarzu i opuszczam budynek.
Książki tego wydawcy cechuje nadużywanie wyrazów: to, był, była itp., występujących po kilka razy w jednym, krótkim akapicie. Jestem zdania, iż język Polski nie jest aż tak ubogi, żeby nie dało się ich zastąpić i w powieściach używam tych wyrazów w różnej formie tylko w ostateczności.
Aż chce się wołać na całe gardło:
- Komuno wróć!!!

Na zaproszenie złożyłem wizytę w drukarni pana Dariusza Dobrowolskiego. Siedział on na leciwym krześle i mnie posadził na podobnym. Zaraz po wejściu zaproponował kawę, którą postawił na niewielkiej wolnej przestrzeni biurka, wielkości kartki formatu A-4. W powietrzu roznosi się aromat kawy, mieszając z zapachem tuszu i zwałów papieru. W pokoju obok stuka rytmicznie maszyna drukując zeszyt. Na wcześniejszą prośbę drukarza zostawiam mu fragment (trzy rozdziały) powieści Kryształ z Edenu. Drukarz z góry zastrzegł, że nie weźmie całości, bowiem kiedyś jego kuzyn pokazał koledze swą książkę i po trzech miesiącach zobaczył ją wydaną pod nazwiskiem kolegi. Na tym kończy się wizyta.
W trakcie telefonicznej rozmowy zostaję zaproszony na kolejną rozmowę. Drukarz wyprowadza mnie ze swojego biura mieszczącego się w piwnicy bloku mieszkalnego przy ulicy Grochowskiej w Warszawie. Idziemy do większej hali. Widzę maszynę drukarską z dużym bębnem, do którego montowane są matryce formatu B-1. Oglądam zakład introligatorski, słuchając słów, które zacytowałem powyżej:
- Przeczytałem pana dzieło. Będzie z tego chleb, już samo pana historyczne nazwisko to połowa sukcesu! Dlatego zdecydowałem się panu pomóc. Książka wymaga korekty drukarskiej, ale ma dużą szansę na sukces. Zrobi pan składnie na formacie B-1, by pominąć naświetlanie może być wydruk na kalce - oglądam składkę, czyli wydrukowany format B-1, który składa kolejna maszyna...
Do współpracy nie doszło choć drukarz, wykładał pieniądze na druk, ale nie stać mnie było na zrobienie okładki, nie potrafiłem zrobić składki (szesnaście stron tekstu na formacie B-1). Później wydruk w wymienionym formacie należałoby dać na maszynę składającą strony oraz cięcie na prasie.
Tu znaczące zdanie miałby hurtownik. Moim skromnym zdaniem, zarobek hurtowni nie powinien przekroczyć gaży autora ale w Polsce, gdzie o wszystko trzeba się wykłócić (sześć lat już czekam na stałe łącze), jest to rzecz nierealna. Gdzie tu jest logika?

Tekst pochodzi z mojej strony internetowej.

--
http://www.kdpowiesci.republika.pl/

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zobacz takze:
Targi - telekomunikacja i monitoring
Nowinki technologiczne w nauczaniu
Ogrodzenia i bramy na działce
Wszystko jest na sprzedaż
Świąteczny KONKURS z nagrodami!